tsr1 | tsn1 | tsk | bnws |
Szkolenie podstawowe | Szkolenie zaawansowane |
w sprawie terminu zadzwoń! | termin wkrótce |
w sprawie terminu zadzwoń! | termin wkrótce |
Szkolenie podstawowe | Szkolenie zaawansowane |
tylko dla czynnych trenerów TSR | tylko dla czynnych trenerów TSR |
Szkolenie podstawowe | Szkolenie zaawansowane |
w sprawie terminu zadzwoń! | termin wkrótce |
Szkolenie podstawowe | Szkolenie zaawansowane |
tylko dla czynnych trenerów TSR i TSN | tylko dla czynnych trenerów TSR i TSN |
autor: dr Thomas Gordon
Kształciłem się na psychoterapeutę pod okiem Carla Rogersa na Uniwersytecie w Chicago i przez pięć lat należałem do personelu Poradni Uniwersyteckiej. Następnie otworzyłem prywatną praktykę w Pasadenie w Kalifornii, gdzie prowadziłem terapię grupową, poradnictwo indywidualne oraz terapię zabawą dla dzieci.
Większość zgłaszających się do mnie dorosłych nie miała zdiagnozowanych problemów psychiatrycznych. Nie byli neurotykami ani psychotykami. Nie cierpieli na depresje ani fobie. Przygniatały ich problemy życiowe, najczęściej związane z członkami rodziny, małżonkami, dziećmi, rodzicami, byłymi partnerami, itd. Kiedy mieli kłopoty wychowawcze, byli przekonani, że coś złego dzieje się z dziećmi, więc przyprowadzali je do mnie, zupełnie tak samo, jak oddaje się samochód do naprawy. Z pierwszego kontaktu z dziećmi, wynikało, że funkcjonują prawidłowo, są zdrowe i z pewnością nie zaburzone emocjonalnie w typowym tego słowa znaczeniu.
Były przekonane, że to ich rodzice mają problemy i potrzebują pomocy oraz psychoterapii. Opowiadały otwarcie o sprzeczkach i konfliktach w swoich rodzinach, o sytuacjach, kiedy potraktowano je niesprawiedliwie i kiedy rodzice nie okazali im szacunku lub też okazali go zbyt mało. Dzieciaki były często karane i skarżyły się, że rodzice nie chcą ich wysłuchać ani zrozumieć. Niektóre nauczyły się kłamać i zrzucać winę na innych. Inne zamykały się w sobie, usiłując mieć jak najmniej styczności z rodzicami, a kilkoro przyznało, że ich nienawidzi.
Po pierwszej sesji większość dzieci chciała zostać. Poczuły się wysłuchane i zrozumiane, oczekiwały kolejnych spotkań, a ja miałem nadzieję, że moja terapia przyniesie konieczne w ich życiu zmiany, w kilku przypadkach rzeczywiście tak się stało.
Młodzi ludzie myli się jednak co do swoich rodziców, psychoterapia nie była im potrzebna. Funkcjonowali prawidłowo, odnosili sukcesy, żyli w satysfakcjonujących związkach małżeńskich. Starali się z całego serca być dobrymi rodzicami, troszczyli się o dzieci i głęboko rozczarowywały ich rezultaty tych wysiłków. Robili to, co uważali za właściwe, by sprawować kontrolę nad dziećmi, w gruncie rzeczy będąc tak samo autorytarnymi rodzicami, jak kiedyś ich rodzice. Sporo osób przyznało się do poważnych awantur z dziećmi, kończących się niekiedy użyciem przemocy, z powodu których niektóre z nich uciekły z domu.
W gabinecie podczas rozmów, wielokrotnie powtarzały się wypowiedzi:
Zacząłem się zastanawiać jak mam postępować z tymi młodymi ludźmi, skoro są przekonani, że to nie oni powinni się zmienić? Jak pomóc nastolatce rozwiązać problem, który według rodziców ją dręczy, jeśli ta sama nastolatka uważa, że problemem są jej rodzice? W jaki sposób mam pomóc rodzicom, zagubionych i nieszczęśliwych młodych ludzi, skoro ani ojciec, ani matka nie widzą potrzeby wizyt u terapeuty?
Łamałem sobie głowę nad tymi kwestiami w domu i długo rozmawiałem o moim poczuciu bezradności z żoną, która na szczęście jest dobrym słuchaczem. Z głębi serca chciałem rodzicom pomóc w poprawieniu ich relacji z dziećmi. Pewnego dnia postanowiłem spróbować czegoś nowego, a decyzja ta miała zmienić moje życie. W tym samym czasie, kiedy rozważałem różne możliwości i testowałem rozwiązania, prowadziłem kurs dla liderów i przywódców w UNCLA (ang. University of California, Los Angeles) i przyszło mi do głowy, że relacje rodzice - dzieci są podobne jak między szefami organizacji, a jej członkami. Wpadła mi wówczas do głowy myśl - „A może wymyślić program kursu dla rodziców opierający się na podobnych zasadach jak szkolenia dla liderów? Właśnie! To jest tol! Nauczę rodziców jak zostać demokratycznymi przywódcami rodziny, jak cieszyć się lepszymi relacjami z dziećmi. Świadome rodzicielstwo. Taka szkoła dla rodziców. Wiedzieć jak rozwiązać problem zanim się jeszcze pojawi. Zapobiegać, by uniknąć leczenia w przyszłości!”
Powróciłem do pracy z nowym zapałem i zaprojektowałem dwudziestoczterogodzinny kurs szkoleniowy złożony z ośmiu spotkań, który nazwałem Trening Skutecznego Rodzica (ang. Parrent Effectivness Training). Pierwszy raz przeprowadziłem go w salce na tyłach kawiarni w Pasadenie. Przyjąłem nową zawodową rolę. Zostałem nauczycielem, przywódcą grupy, trenerem, pomocnikiem. Przeszedłem od leczenia do zapobiegania. Poczułem się nowym człowiekiem. Był to rok 1963.